niedziela, 6 grudnia 2009
eseistyka w worku
Pustka i zerowa nicość, tak pielęgnowane w moim umyśle, coś konkretnego ostatnio spłodziły. Pora zatem na poród i zaprezentowanie dziecięcia... To oczywiście przesada, ale rąbek odsłonię. Filozof to często facet (nieczęsto kobieta), który pisze eseje. Taki esej można pisać bez końca, poprawiać, poprawiać, uzupełniać, dopisywać... bez końca. Wybaczcie redundancje... Publikuje filozof tekst w jakimś, zwykle niszowym, czasopiśmie i wieczorkiem, dla relaksu, czyta... Pojawia się niepokój, zrazu lekki, w następnych dniach silniejszy, że koniecznie trzeba coś dopisać, poprawić, uwypuklić. No i po jakimś czasie filozof zaczyna tekst poprawiać, zwłaszcza że o nową twórczość trudno (nie zresetował filozof, oj nie...). Posługuje się oczywiście swoim pierwotnym tekstem, a nie tym opublikowanym. Nie dostrzegł bowiem, że redaktor bardzo dyskretnie poprawił mu błędy ortograficzne, interpunkcyjne i inne takie. Nie widział już zresztą tych drobiazgów w wydruku korekty, który otrzymał i zaakceptował do druku. Teraz więc uzupełnia i poprawia swój pierwotny tekst, dodając trochę nowych, charakterystycznych dla siebie kwiatków. No a w następnych latach, zamiast pisać nowe eseje, próbuje wydać drukiem swoje stare, "poprawione" i "uzupełnione", najlepiej w esejach zebranych swojego autorstwa. Gdyby znał teorię pustki umysłowej i zastosował ją w praktyce, stałby się twórczym, płodnym filozofem. Ponieważ nie resetował, więc drepcze w miejscu i własna żółć go zalewa...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz