niedziela, 27 grudnia 2009

niebyt

Byłam twórczo nieobecna na blogu. Mianowicie aktywnie (zdecydowanie zbyt aktywnie) podróżowałam po Litwie. Wymienię choćby, nie w kolejności chrononologicznej, ale ważne teoretycznie: Kiejdany, Birże, Radziwiliszki, Szwabiszki, Popiel, Kowno, Wilno, Poniewież, Troki... W Kownie patrzyłam na tzw. polski brzeg bez sentymentów. I nie o historię tu chodzi, a tym bardziej o tzw. polskość czy litewskość. Raczej interesował mnie kolorowy niebyt. Gdzie się dało, zwiedzałam wystawy i wystawki miejscowych artystów, zwłaszcza malarzy. A było tego bardzo dużo i dobre. Na drugim miejscu architektura. Wyrwałam się w ten sposób z miejsc, gdzie bywam zbyt często i zbyt długo. Czyściłam przedpole, pławiłam się w pustce, w niebycie. Ach, przypomniałam sobie węgierską pustać, pustkę kochaną pełną wspomnień udanej miłości (Puszta), co było kilka lat temu i dobrze, że się skończyło. Debrecen i Hajduszoboszló i inne takie... Wróciłam, może niepotrzebnie do mojego siedliska, gdzie za dużo śmieci jest, cholera, bełkotu dusznego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz