niedziela, 27 grudnia 2009

niebyt

Byłam twórczo nieobecna na blogu. Mianowicie aktywnie (zdecydowanie zbyt aktywnie) podróżowałam po Litwie. Wymienię choćby, nie w kolejności chrononologicznej, ale ważne teoretycznie: Kiejdany, Birże, Radziwiliszki, Szwabiszki, Popiel, Kowno, Wilno, Poniewież, Troki... W Kownie patrzyłam na tzw. polski brzeg bez sentymentów. I nie o historię tu chodzi, a tym bardziej o tzw. polskość czy litewskość. Raczej interesował mnie kolorowy niebyt. Gdzie się dało, zwiedzałam wystawy i wystawki miejscowych artystów, zwłaszcza malarzy. A było tego bardzo dużo i dobre. Na drugim miejscu architektura. Wyrwałam się w ten sposób z miejsc, gdzie bywam zbyt często i zbyt długo. Czyściłam przedpole, pławiłam się w pustce, w niebycie. Ach, przypomniałam sobie węgierską pustać, pustkę kochaną pełną wspomnień udanej miłości (Puszta), co było kilka lat temu i dobrze, że się skończyło. Debrecen i Hajduszoboszló i inne takie... Wróciłam, może niepotrzebnie do mojego siedliska, gdzie za dużo śmieci jest, cholera, bełkotu dusznego...

niedziela, 6 grudnia 2009

eseistyka w worku

Pustka i zerowa nicość, tak pielęgnowane w moim umyśle, coś konkretnego ostatnio spłodziły. Pora zatem na poród i zaprezentowanie dziecięcia... To oczywiście przesada, ale rąbek odsłonię. Filozof to często facet (nieczęsto kobieta), który pisze eseje. Taki esej można pisać bez końca, poprawiać, poprawiać, uzupełniać, dopisywać... bez końca. Wybaczcie redundancje... Publikuje filozof tekst w jakimś, zwykle niszowym, czasopiśmie i wieczorkiem, dla relaksu, czyta... Pojawia się niepokój, zrazu lekki, w następnych dniach silniejszy, że koniecznie trzeba coś dopisać, poprawić, uwypuklić. No i po jakimś czasie filozof zaczyna tekst poprawiać, zwłaszcza że o nową twórczość trudno (nie zresetował filozof, oj nie...). Posługuje się oczywiście swoim pierwotnym tekstem, a nie tym opublikowanym. Nie dostrzegł bowiem, że redaktor bardzo dyskretnie poprawił mu błędy ortograficzne, interpunkcyjne i inne takie. Nie widział już zresztą tych drobiazgów w wydruku korekty, który otrzymał i zaakceptował do druku. Teraz więc uzupełnia i poprawia swój pierwotny tekst, dodając trochę nowych, charakterystycznych dla siebie kwiatków. No a w następnych latach, zamiast pisać nowe eseje, próbuje wydać drukiem swoje stare, "poprawione" i "uzupełnione", najlepiej w esejach zebranych swojego autorstwa. Gdyby znał teorię pustki umysłowej i zastosował ją w praktyce, stałby się twórczym, płodnym filozofem. Ponieważ nie resetował, więc drepcze w miejscu i własna żółć go zalewa...

niedziela, 29 listopada 2009

chwilowa przerwa

Czytelników tego bloga uspokajam: to tylko chwilowa przerwa. Po pierwsze: miałam ostatnio dużo do przeczytania. Po drugie - trwam w pewnych ważnych pustkach myślowych, co wyzwoli wkrótce erupcję ciekawych spostrzeżeń. Tak mniemam...

wtorek, 24 listopada 2009

brnę dalej

Jak napisałam kilka dni temu, coś się rodzi z niczego. Wyjaśniłam zatem zagadkę twórczości: u jej podstaw leży dynamiczna, rozpychająca się nicość, bierność, wręcz nieróbstwo. Tylko zdecydowane i aktywne nicnierobienie, brak wszelkiej myśli, tworzą przestrzeń konieczną do nowego aktu. Artysta, jeśli chce być twórczy, musi być "aktywnym" leniem. To nie żarty, tak jest naprawdę. Zaryzykuję nawet hipotezę, że nawet zwierzęta muszą wyciszyć wszelkie myśli, instynkty i działania, żeby zachować się nowatorsko. Tym bardziej człowiek, jeśli nie chce tkwić w stanie nieruchomości, kołkowatości... Ewolucja byłaby zapewne niemożliwa bez stanów słodkiego otępienia. Żeby pomyśleć, trzeba się zatrzymać, wyzerować, zresetować. Ogólna teoria wszystkiego to u swoich podstaw teoria wyzerowanych funkcji, zbiorów pustych. Cdn.

czwartek, 19 listopada 2009

kontynuacja

I dalej to samo. Że mam coś do powiedzenia - nic właśnie. Ale się przemogłam, siadłam i piszę. Może ktoś czeka na te moje myśli przelewane do sieci?

Głód zerojedynkowych zapisów? Czy to możliwe? Na pewno. Jest takie mądre powiedzenie: każda potwora znajdzie swojego amatora. Tego bloga na pewno ktoś polubi... Każde działanie tworzy przestrzeń do odniesień. Skoro piszę, to pojawia się możliwość reakcji na to moje pisanie, rodzaj wolnego miejsca w semantycznej przestrzeni. Ponieważ wszak natura nie znosi próżni (banał, ale prawdziwy), więc pojawi się u kogoś potrzeba skomentowania, reakcji słownej, skromnej refleksji choćby. I pojawi się jakieś działanie...

W ten sposób z niczego tworzy się coś. Nie miałam nic do powiedzenia, ale mówię to nic, z tego niczego rodzi się potencjał zareagowania, owo początkowo puste miejsce na coś, a potem już to coś zapełnia to miejsce, czyli się rodzi.

Narodziny to nie tylko kontynuacja, ale też nowa jakość. Ale o tym następnym razem.

środa, 18 listopada 2009

fajna okładka

Taka okładka, Hans Memling by się nie powstydził.

sobota, 14 listopada 2009

to mój pierwszy raz na blogu

To taka próba jest. Jestem trochę niepewna, ale wierzę, że uda mi się za drugim razem rozpocząć jakiś istotny temat. Żebym miała coś konkretnego do powiedzenia w tym momencie, nic właśnie! Po prostu piszę to, co cicho mruczę, a mruczę zapewne dokładnie (albo w przybliżeniu) to, co myślę. I nie wiem co o tym myśleć w końcu.